wtorek, 25 lutego 2014

WC-Kawka i maszyna w ZUSie.


Mam tak jakoś ostatnio, że siedzę i patrzę na zegarek. Do północy czas się wlecze, potem jest blackout i kiedy podnoszę ponownie głowę znad tego co robię, wskazówki zegara pokazują czas między 1:30 a 3:30 w nocy. I wtedy szok! Bo to za szybko! Gdzie czas dla mnie? Gdzie zniknął mój dzień? Przecież spanie to strata czasu! A ja najbardziej produktywna jestem w godzinach nocnych, taki nawyk chyba :).

Ostatnich kilka dni spędziłam chorując na wyjątkowo wredną odmianę grypy (chociaż ja bym to już prawie pod zapalenie płuc podciągnęła :P), czuję się wściekła, bo tyle czasu przez palce przeszło, nie byłam w stanie ani pisać, ani rysować, nawet czytanie okazało się trudne przy 40 stopniowej gorączce, która trzymała mnie 4 dni. Przeczytałam co prawda jedną książkę, ale była nudnawa, więc w tej chwili robię sobie małą przerwę.

Ale co by na nudę nie narzekać - jeszcze przed moim zachorowaniem mieliśmy w domu niezłą akcję! Przekonani, że ktoś z sąsiadów czyści pion nie panikowaliśmy. Brzmiało zupełnie, jakby ogromny wycior przesuwał się czyszcząc rury w kominie. Dopiero, kiedy następnego dnia straszne odgłosy w okolicach za moją WC-muszlą się powtórzyły, musiałam sprawdzić co się dzieje. 
Wyciągnęłam telefon, włączyłam nagrywanie filmu ze światłem i wsadziłam rękę do pionu (bo na nic innego nie ma tam miejsca!). Wszystko fajnie, pierwszy filmik nic nie pokazał. Ale słyszałam, że znowu coś się dzieje. Czyżby sąsiedzi przebijali przez ścianę? Albo inny pierun? No i znowu ręka z komórką do pionu!
Nagle szelest, mignęły czarne skrzydła obok dłoni. Przerażenie. Fak! Mamy za ścianą PTAKA!




Cóż to byla za akcja ratunkowa!
Szybkie wezwanie mężczyzny, zamknięcie kotów w dużym pokoju. Następnie zatrzaśnięcie drzwi do łazienki, aby ptak nie bał się wyjść z ukrycia. Ja w grubej kurtce z kapturem na głowie, mąż również chroniony przez skórzany materiał, dzierżył w dłoni miotłę. Bo przecież ptaki dziobią, a ten był całkiem spory. I czarny jak smoła :D.


Jednak większych problemów nie było. Ptak ochoczo wyskoczył z pionu, po otwarciu drzwi do łazienki wyszedł na przedpokój i jak tylko wyczuł powiew wiatru (przeciąg jak tralala) od otwartego na oścież w kuchni okna, wzbił się w powietrze i wyleciał bez zawahania na dwór. Nawet się nie obejrzał :(. A ja już byłam na etapie twierdzenia, że mogłabym się nim zaopiekować ;).

Więc i owszem - życie w domu nie musi być nudne! :P


Miałam napisać jeszcze o rewolucyjnej maszynie postawionej w Gdyńskim oddziale ZUSu, która magicznie odciąża ludzi od konieczności wystawania w kolosalnie długich kolejkach. Ale po tym, jak przy pierwszym użyciu wcięła mi dokumenty, zacięła się przy tym (musiałam szukać wybawiciela w oddziale :P) i jakoś tak wyszło, że od 3 tygodni EWUŚ twierdzi, że jestem nieubezpieczona, to zachwalać do końca nie będę. Dobry pomysł, lekka modernizacja i będzie super!